Thursday 21 March 2013

Rough Day

Czasem po prostu przychodza trudne chwile. Jednym razem słabsze, innym razem silniejsze. Czasem przychodzą pojedyńczo, czasem parami. Czasem nie jestesmy w stanie ich przewidzieć, czasem w ogóle ich nie oczekujemy, czasem martwimy się za bardzo. Owych "czasem" i późniejszych "gdyby" jest zawsze bardzo wiele. 
Ostatnio ja i mój Luby zmierzamy się z jednym z nich. Był to jeden z tych przeze mnie nieoczekiwanych, a o którym Matt myślał na okrągło - bardzo bał sie szefa i jego zmiennych nastrojów, nie wierzył, że wykonuje swoją pracę dobrze, bo szef ciągle miał jakieś uwagi (dla mnie bardziej one brzmiały na zasadzie "pamiętaj kto tutaj jest szefem", niż były uwagami, typu "jesteś idiotą i źle to robisz"). Nie jest łatwo, bo mimo iż minął tydzień, my wciąż nie mamy jednoznaczej decyzji, czy możemy zostać na mieszkaniu i jeśli tak, to jak długo. Wizy wyczerpuja nam się na początku maja. Ja wciąż mam nadzieję, że Luby znajdzie coś innego bardzo szybko. Matt nie jest tak optymistycznie nastawiony i chce w przyszłym tygodniu kupić bilety - dla siebie do Kambodży na urlop, dla mnie do Polski lub Anglii (gdzie wybiorę) abym posiedziała z przyjaciółmi i rodziną, dopóki on nie...odpocznie i wymyśli co dalej itp... 
Wierzę, że wszystko będzie dobrze i mam zamiar iść dalej do przodu. Nie po to los pchnął mnie do Kazachstanu, aby po półrocznej przygodzie wracać! Mam nadzieję, że czeka mnie tutaj o wiele więcej fascynujących i ciekawych rzeczy do zrobienia... 
Pozdrawiam
Jyotika