Wednesday 13 June 2012

Holiday's summary

Wrocilam juz z urlopu, podczas ktorego sukcesywnie robilam nic.

Z rzeczy, ktore zaplanowalam dla siebie, moje rozwojowe "things to do" - afirmacje, medytacje, basen, czytanie Paula McKenny, pare lekcji rysowania, blog, forum, jednodniowe oczyszczanie organizmu na bazie soku z selera i jablek - nie wykonalam ani jednej.
Sukcesywnie za to objadalam sie lodami, pizza, kawa, kartaczami i plackami ziemniaczanymi, pilam piwko lub winko albo likierek, do tego pozne powroty do domu i wczesne wstawanie (biologiczny budzik ustawiony na okolo 7.30 i nie ma zmiluj)...

Czuje sie z tym dziwnie.

Raz - mam wyrzuty sumienia, iz nie trzymalam sie swego "planu" i nie wcielilam w zycie ani jednego punktu (no oki, udalo mi sie zamiescic 3 posty na blogu i cos tam na forum namazialam)... 
Dwa - to juz drugi urlop, gdzie calkowicie odpuscilam sobie prace nad soba i poswiecilam sie innym (w Kazachstanie tez niz nie robilam dla swego rozwoju, zaprzestalam afimracji i medytacji, mialam napisac dwa artykuliki, napisalam polowe jednego)... 
Trzy - chcialam wiecej poswiecac czasu swoim przyjaciolom, ale jak teraz o tym mysle, to mam wrazenie iz "za duzo tego" bylo i nie zostawilam miejsca dla samej siebie, na swoje mysli, uczucia, zadume... 
Cztery - zastanawiam sie czy ja za duzo planuje i wymagam od siebie, czy moze nie potrawie byc konsekwentna wzgledem siebie, czy moze stawiam innych na pierwszym miejscu, przed soba, zamiast to wszystko wyposrodkowac?...