Wrocilam juz z urlopu, podczas ktorego sukcesywnie robilam nic.
Z rzeczy, ktore zaplanowalam dla siebie, moje rozwojowe "things to do" - afirmacje, medytacje, basen, czytanie Paula McKenny, pare lekcji rysowania, blog, forum, jednodniowe oczyszczanie organizmu na bazie soku z selera i jablek - nie wykonalam ani jednej.
Sukcesywnie za to objadalam sie lodami, pizza, kawa, kartaczami i plackami ziemniaczanymi, pilam piwko lub winko albo likierek, do tego pozne powroty do domu i wczesne wstawanie (biologiczny budzik ustawiony na okolo 7.30 i nie ma zmiluj)...
Czuje sie z tym dziwnie.
Z rzeczy, ktore zaplanowalam dla siebie, moje rozwojowe "things to do" - afirmacje, medytacje, basen, czytanie Paula McKenny, pare lekcji rysowania, blog, forum, jednodniowe oczyszczanie organizmu na bazie soku z selera i jablek - nie wykonalam ani jednej.
Sukcesywnie za to objadalam sie lodami, pizza, kawa, kartaczami i plackami ziemniaczanymi, pilam piwko lub winko albo likierek, do tego pozne powroty do domu i wczesne wstawanie (biologiczny budzik ustawiony na okolo 7.30 i nie ma zmiluj)...
Czuje sie z tym dziwnie.
Raz - mam wyrzuty sumienia, iz nie trzymalam sie swego "planu" i nie wcielilam w zycie ani jednego punktu (no oki, udalo mi sie zamiescic 3 posty na blogu i cos tam na forum namazialam)...
Dwa - to juz drugi urlop, gdzie
calkowicie odpuscilam sobie prace nad soba i poswiecilam sie innym (w
Kazachstanie tez niz nie robilam dla swego rozwoju, zaprzestalam
afimracji i medytacji, mialam napisac dwa artykuliki, napisalam polowe
jednego)...
Trzy - chcialam wiecej poswiecac czasu swoim przyjaciolom,
ale jak teraz o tym mysle, to mam wrazenie iz "za duzo tego" bylo i nie
zostawilam miejsca dla samej siebie, na swoje mysli, uczucia, zadume...
Cztery - zastanawiam sie czy ja za duzo planuje i wymagam od siebie, czy
moze nie potrawie byc konsekwentna wzgledem siebie, czy moze stawiam
innych na pierwszym miejscu, przed soba, zamiast to wszystko wyposrodkowac?...