Friday 17 February 2012

Evening's gratitiude 17

3 dobre rzeczy:
- zalatwilam wszystko w ambasadzie ;
- milo mi sie pospalo popoludniu ;
- udalo mi sie wyslac w koncu paczke z ksiazka do Matta .

3 podziekowania:
- za to ze rzeczy z reguly sie udaja ;
- za to ze istnieje cos takiego jak telefon i internet ;
- za mile pogawedki z dawno niewidzianymi znajomymi .

***

"There is no blame"

Fear & Laziness

Strach i Lenistwo. Mysle, ze dosc czesto ida w parze. Czegos sie boimy, mamy wrazenie ze cos nas przerasta, wiec latwiej nam tego nie robic, mowiac sobie, ze nam sie nie chce.

***

Dzis bylam w ambasadzie zlozyc podanie o wize do Kazachstanu na urlop. W ogole moj poranek byl czystym szalenstwem. Wstalam tak jak zawsze. Wyszlam z domu po 9 - bez sniadania! Polecialam na poczte. Zrobilam zdjecie. Kupilam koperte aby mi odeslali z ambasady paszport. Polecialam na metro. W ambasadzie calosc trwala okolo 5 minut. Nie bylo zadnych kolejek (w ogole skad ja sobie umanilam, ze beda masakryczne kolejki!). Kolo 10.30 wyszlam z budynku i... malo sie nie rozplakalam, bo puscily nerwy i nagle sobie uswiadomilam ze ja sie strasznie balam tej calej wizyty. Balam sie tego, ze czegos zapomne, ze cos zle wypelnilam, ze beda straszne kolejki i nie zdaze zlozyc tego podania dzisiaj itp. Pierwszy raz wypelnialam wniosek o wize. Nie mialam zielonego pojecia jak to robic i mimo pomocy z zewnatrz, balam sie ze cos zrobie zle. Sama sie z tego zdziwilam. Nie sadzilam, ze tak na to zareaguje, ze tak sie przejme ta sytuacja. Ale zrobilam to i jestem z siebie dumna. Teraz juz wiem jak to wyglada i nastepny raz wcale juz nie bedzie taki straszny!

***

Latwiej by mi bylo powiedziec sobie ze nie chce mi sie tego robic. Nie chce mi sie wypelniac wniosku, zalatwiac jakas tam wize, szukac jakiejs tam ambasady i leciec "na drugi koniec swiata" na pare dni. Niech "drugi koniec swiata" sam przyleci. Tak by bylo latwiej. Ale mi tez zalezy. To tez jest moj zwiazek a nie tylko jego. Zalezy mi i chce aby on sie rozwijal. Dlatego mimo, ze mi sie w ogole nie chcialo wychodzic dzis z domu w moj wolny dzien, zrobilam to - dla nas.

***

"There is no blame"

Blame

"There is no blame"

***

Czesto uwzamy, ze zawsze ktos jest winny. Nawet nie to, ze my sami. Za nasze male i duze niepowodzenia obwiniamy albo innych, albo wlasnie siebie. Z ksiazek Susan Jeffers i medytacji Louise Hay zaczynam uczyc sie coraz to nowych rzeczy.

Po pierwsze - nie istnieje coc takiego jak "niepowodzenie". Zawsze z kazdej sytuacji mozemy nauczyc sie wyciagac dobre doswiadczenia. Na kazde wydarzenie mozemy spojrzec nie przez pryzmat dobrego / zlego ale przez pryzmat jakie korzysci dana sytuacja ma. A zawsze i wszedzie sa korzysci. Czasem mniejsze, czasem wieksze, ale korzysci sa zawsze.

Po drugie - nie ma sensu obwiniac siebie czy inych. Zarowno inni jak i my zrobili wszystko, co byli w stanie na dany moment. Moze nie chcielismy zrobic wiecej, bo cos innego uwazalismy w danym momencie za wazniejsze. Inni mogli miec tak samo - nie chcieli. Moze nie moglismy, bo nie wiedzielismy jak to dobrze zrobic. Inni mogli tez nie wiedziec.

Po trzecie - wziac odpowiedzialnosc za swe decyzje. To tylko i wylacznie Twe zycie. I jak mowi stare polskie przyslowie : "jak sobie poscielesz, tak sie wyspisz".

***

Ja dosc dlugo za kazde swoje niepowodzenie i zla sytuacja obwinialam moja "toksyczna" mame. Dosc dlugo uwazalam, ze wszystko to jej wina. Dzieki terapi, dzieki poznaniu paru wspanialych osob i przeczytaniu paru ksiazek zaczynam rozumiec wiecej. Uswiadomiono mi, ze moja mama chciala dla mne jak najlepiej. Ze na swoj dziwny dla mnie i pokretny sposob, ona mnie kocha. Ze nikt jej wczesniej nie nauczyl jak kochac bez wyrzytow, jak kochac bez wpedzania w emocjonalna wine drugiej osoby, jak kochac zdrowa, prawdziwa miloscia. Moi oboje rodzice pochodza z niepelnych rodzi. Tata wychowywal sie bez mamy (mial macoche, ktora nie byla zbyt dobra opiekunka). Mama nie miala ojca. Zadne z nich nie wiedzialo jak wyglada szczesliwa, zgodna, pelna rodzina. Starali sie zyc jak najlepiej. Oboje mieli wielkie oczekiwania i wymagania. Nie wiem gdzie lezy ich blad, czemu ich zwiazek sie rozpadl, dlaczego przestali sie kochac, dlaczego ciagle im bylo za malo i nie doceniali jeden drugiego. Teraz wiem tylko ze oboje mnie kochali. Chcieli dla mnie i dla mej siostry jak najlepiej. Starali sie. Ja z perspektywy czasu widze ich niedociagniecia. Ale me zadanie polega na tym, aby przestac ich obwiniac za wszystko. I pokochac ich na nowo miloscia pelna, zdrowa, bezgraniczna, bez pretensji i zalow. Chce wziac odpowiedzialnosc za swe zycie...

***

Przestaje obwiniac innych i siebie. Wszyscy postepujemy najlepiej jak mozemy, poslugujac sie zrozumieniem, wiedza i swiadomoscia rzeczy jaka w danym momencie posiadamy.

***

"Nikt nie jest winny"