Tuesday 31 December 2013

Christmas Time

Uwielbiam swieta, lubie przygotowania do nich, zapach jedzenia, wyglad choinki, swiatla, koledy, rodzinne spotkania, kupowanie prezentow i cala ta radosna atmosfere. Kazdego roku marze o wspanialych i pelnych radosci swietach. Moje marzenie spelnia sie w wiekszym lub mniejszym stopniu. W tym roku nie spedzilam ich ze swoja rodzina, nie bylam w stanie pojechac do swojej rodziny w grudniu tego roku.  Dostalam za to zaproszenie na swieta do kolezanki i jej rodziny. Spedzilam je w milym towarzystwie, poznalam nowa wigilijna tradycje, jadlam przepyszne induskie jedzenie i bardzo milo spedzilam czas. 


Uwielbiam to video i te piosenke - jak zwykle - Glee rzadzi :) Mam nadzieje, ze ta piosenka i wizja swiat jaka ona soba prezentuje i Wam przypadnie do gustu. A jak Wasze przygotowania do Nowego Roku? Ja spedzam go z ta ze sama kolezanka - domowo! 

Wszystkiego najlepszego w Nowym 2014 Roku! Zycze Wam duzo szczescia, poczucia humoru i radosci z dnia codziennego. Mam nadzieje, ze uda Wam sie zrealizowac Wasze marzenia i plany w nowym roku. Zycze rowniez Wam duzo zdrowia, cierpliwosci i wiary w swoje mozliwosci i swoje sily. 
Pozdrawiam,
Jyotika

Monday 16 December 2013

Keeping your word...

Dotrzymywanie słowa jest bardzo trudnym zajęciem. Okłamujemy i niedotrzymujemy słowa danego samemu sobie a co dopiero innym ludziom. Bardzo często łapię się na tym, że coś sobie / innym "obiecałam" a potem nie trzymałam się podjętej raz decyzji. Dlaczego zatem sama oczekuje od innych osób, że dotrzymują dawanego mi słowa? Te myśli krążyły mi w głowie już od dłuższego czasu. W nadchodzącym Nowym Roku mam zamiar nad tym popracować. Zacznę najpierw od siebie. Wierzę, że kiedy ja zacznę dotrzymywać słowa danego samej sobie, zacznę również dotrzymywać obietnic składanych innym, a wtedy inni zaczną również spełniać swoje przyżeczenia. 


Dziwiłam się, że Luby tak często zmienia zdanie, ale on nazywa to "posiadaniem różnych opcji". Ale sama dość często łapałam się ostatnio na tym, że mówiłam mu jedno a robiłam drugie. Bywa to bardzo nie tylko męczące ale mylące dla obu stron. Tak samo jest z przyjaciółmi - obiecywałam im zdobyć czyjś nr telefonu czy namiary na jakąś firmę - zapominałam. Mówiłam, że niedługo się zdzwonimy i pójdizemy gdzieś na kawę - zapominałam, lub odwlekałam to bardzo długo w czasie, nie dlatego że nie mogłam, ale dlatego że mi się nie chciało. To ludzkie, bo nie wierzę, że nikt z Was tak nie miał. Ale na pewno wielu z Was już nad tym pracuje, ja również postanowiłam się za tę część swego życia i charakteru zabrać. 


Zaczęłam od tego, że skoro powiedziałam do Lubego, że nasz związek ma szanse na przetrwanie jeśli on wróci tutaj i pójdzie na terapie, to mam zamiar tego się trzymać. Matt jest gotowy to zrobić i właściwie zaczął już to realizować - wczoraj ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, zapukał do mych drzwi w moim mieszkanku w Londynie. Wrócił z Tajlandii. Chce podjąć się pracy i pójść na terapię. Mimo, że moje pierwsze myśli były tak naprawdę "po co", to się zgodziłam. Będę ostrożna, nie zgodzę się teraz na wiele rzeczy, wyznaczę pewne granice - zrobię to, czego nie zrobiłam wcześniej jak zaczyliśmy nasz związek. Wierzę, że wszystko będzie dobrze i że nie pożałuję, z danej mu szansy. Ktoś kiedyś powiedział do mnie "to kobieta wybiera sobie męża" i skoro ja w nim zobaczyłam kiedyś odpowiedniego kandydata, może jest jeszcze szansa zobaczyć go znowu... 

Pozdrawiam, 
Jyotika

Wednesday 27 November 2013

Unexpected Changes

Na początek ustalmy jedno - zmiany są obecne w naszym życiu i nie da się ich uniknąć. Czasem przychodzą niezauważalnie, czasem są naszym świadomym wyborem, czasem jesteśmy do nich zmuszeni. Nikt nigdy nie stoi w miejscu - zmienia się nasze otoczenie, zmieniamy się i my. A teraz do mojego sedna - czyli do niespodziewanych zmian... 


Nie znoszę zman - tych nieprzewidywalnych, tych, ktore atakują nagle, z ktorymi nie wiem co zrobić bo nie dają mi czasu na przemyślenie, tych powodujących u mnie najzwyczajniej w swiecie ataki paniki. Nie lubię smian, które są na mnie wymuszane przez osobu trzecie. Mam problemy z dostosowywaniem się do nich. Są ludzie, ktorzy łatwo poddają się nagłym zmianom, zdarzeniom, nie mają z nimi rzadnego problemu. Ja na wszystko muszę mieć swój czas, muszę przygotować się psychicznie do zmiany i czasem jest to dłuższy proces. W momencie kiedy jakaś zmiana, której muszę się podporządkować niezwłocznie, spada na mnie nieoczekiwanie, czuje się jak to nowonarodzone dziecko, które nagle wyjęto z brzuszka mamy na chlodny i nieznany mu świat, które wrzeszczy że mu się nie podoba taka zmiana i stopniowo uspokaja się dopiero wtedy, kiedy zostaje połozone na brzuchu mamy i kiedy znowu czuje jej dotyk, miłość i ciepło... Każda nagła zmiana wywołuje we mnie awersję, protest, niechęć. Czasem dosłownie atak paniki. 

Jednocześnie jestem osobą, która dość łatwo i szybko adaptuję się do nowych warunków, otoczenia i ludzi. Ja naprawdę łatwo nawiązuje kontakt z ludźmi, szybko zawiązują się u mnie przyjaźnie - większe i mniejsze, ale mam spore grono znajomych, na których twarzy dość często wywołuje uśmiech. 

Chodzi mi o zmiany, jakie mnie ostatnio spotkały: 
- nagła wyprowadzka z Kazachstanu ; mogliśmy tam zostać jeszcze parę miesięcy aby na spokojnie zastanowić się co dalej, ale Luby się uparł, że nie i koniec i wyjeżdżaliśmy w wielkim pośpiechu ; ja nie wiedziałam co dalej i było mi bardzo trudno zrozumieć zachowanie Lubego ; opuściliśmy Almaty i Kazachstan w przeciągu tygodnia ; 
- nagła wyprowadzka z Rosji ; tutaj Luby również nie liczył się z moim zdaniem, nie zrozumiał ataku paniki i płaczu jak mi zonajmił, że za dwa dni wyjeżdżamy bo on postanowił rzucić pracę, a ja sama wtedy nie bardzo jeszcze sama wiedziałam czemu tak się zachowuję, a już tym bardziej nie potrafiłam zrozumieć zachowania Lubego ; Iżewsk opuściliśmy w przeciągu trzech dni. 
Były one dla mnie gwałtowne i nagłe, niespodziewane, bo do Kazachstanu przyjechałam ze świadomościa, że będe tam około 3 lata, bo tyle lat chciał być tam Luby a do Rosji jechałam na rok, bo też na taki okres czasu Luby miał kontrakt. Kiedy więc nastąpiły zmiany, ja nie wiedziałam w którą stronę się odwrócić oraz co dalej. Czułam się jak dziecko, które rzucono na głęboką wodę i albo nauczy się ono pływać, albo się utopi, albo dopłynie jakoś do brzegu i do końca życia będzie miało awersję do wody. 
Z Francją nie miałam takiego problemu - od początku do końca wiedziałam że jadę tam na okres 2 miesięcy, więc kiedy okres ten minął i wyjechaliśmy czułam się całkowicie normalnie, pewnie, wiedziałam co będzie dalej. Ta zmiana nie wzbudziła we mnie żadnych oporów, awersji. Byłam na nią przygotowana, więc kiedy nadszedł czas na nią, po prostu spokojnie popłynęłam z prądem. 
Nagłe rozstania również są dla mnie (i tutaj raczej dla wszystkich) nieprzyjemne właśnie dość często ze względu na to, że jest to zmiana naszego życia, której w ogóle nie dopuszczaliśmy do myśli, której nie przewidywaliśmy i z któa nam ciężko jest się pogodzić - jeśli to nas partner zostawił oczywiście. 

Każda zmiana jest u mnie przemyślana. Oswajam się z myślą o niej, o tym że ona nadchdzi, myślę, że na pewno z nią będzie lepiej. Tak miałam z moim pierwszym przyjazdem do Londynu. Przygotowywałam się do niego około 4 miesięcy. Również podjęcie decyzji o terapii zajęło mi sporo czasu, tak samo jak oswojenie się z myślą o jej zakończeniu. Wyjazd do Kzachstanu i Rosji również miał swój etap psychicznego przygotowania się. Dzięki temu cieszę się z każdej zmiany i nawet wyczekuję jej ze zniecierpliwieniem. I to nie tak, że mam "plan pięcioletni" bo nie mam, nie wiem gdzie będę i co będę robić za kilka lat. Wiem, że na chwilę obecną chcę pracować w Anglii. I na razie tylko to jest dla mnie ważne. 

Zazdroszczę Lubemu jego podejścia do wszelkich zmian - przychodzą mu one z łatwością, nie wywołują w nim buntu, złości ani paniki. Dla niego zmiana UK na KZ czy RU to tak jakby przejść na drugą strone ulicy. Traci pracę - nie ma problemu, opuszcza KZ i wraca do UK. Nie wiem czy to jego indywidualna cecha charakteru, czy może faceci tak mają? 


Ja wiem, że zmiany są dobre i że nie ważne co się wydarzy i tak będzie dobrze, że każda nowa sytuacja przyniesie mi tylko korzyści. Wiem o tym doskonale i to sie zawsze spawdza, ale gwałtowne zmiany to dla mnie wielki stres, dużo nerwów i niepotrzebne konflikty z partnerem. A uświadomiłam to sobie tak naprawdę to dopiero niedawno, jak przyjechałam sama do UK i zostałam tutaj sama ze swoimi myślami, zaglądnęłam w głąb siebie i przeanalizowałam swoje ataki paniki w KZ czy RU, i złość Lubego na mnie za moje zachowanie. Widzicie - nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej wiem, że nie radzę sobie z gwałtownymi zmianami, których nie brałam pod uwagę. A jak to u Was wygląda? Czy w codziennym życiu macie Plan B? Jesteście przygotowani na nieoczekiwane zwroty akcji? Jak sobie z nimi radzicie? Jak podchodzicie do nagłych zmian, jakie się Wam przytrafiają? 

Pozdrawiam, 
Jyotika


P.S. Tutaj jak znalazł jedna z ostatnich afirmacji:
"I am in charge of my emotions, they're not in charge of me."

Sunday 24 November 2013

Back in London...

I jestem znwou w Londynie. Pracuje, wynajmuje pokoik, żyję, a przynajmniej powoli zaczynam próbować wrócić do swojego życia.

Obiecałam post o moim "starym nowym życiu w Iżewsku". Niestety po lekko ponad miesiącu pobytu w mieście, jak tylko wyzdrowiałam i wracałam powoli do codziennych zajęć - korepetycji, spotkań z nowymi przyjaciółmi i poznawaniu miasta, Luby rzucił wszystko i wyjechalismy. To było nagłe i nieoczekiwane, przynajmniej dla mnie. Okazało się, że on on dłuższego czasu nosił się z takim zamiarem, ale ja myślałam, że jego narzekanie nie jest aż tak wielkie i nie sądziłam, że dla niego jest tutaj aż tak źle. Oczywiście rozmowa - normalna rozmowa - mogłaby mi pokazać wiele, ale niestety ostatnie tygodnie uświadomiają mi, że Luby nie traktował mnie jak równoprawnego członka do rozmowy o NASZYM życiu. On robił co chciał, a ja musiałam na wszystko się zgodzić... 
O tym że wyjżdżamy dowiedziałam się na dwa dni przed wyjazdem i to ja musiałam zorganizować te bilety. Ja i tak byłam w lepszej sytuacji. Luby powiadomił szefa swojego sms, że odchodzi z pracy w dzień, w ktorym się w owej pracy po prostu nie stawił - byliśmy już w Moskwie. Czy tak postępuje dorosły  i odpowiedzialny człowiek? Moje próby komunikowania się z nim spełzały na niczym. On uważał, że ja mam gdzieś jego samopoczucie. A tutaj nie chodziło też o niego - chodziło też o rodzinę, którą zostawiał, o dwójkę małych chłopców, ktorymi się zajmował i z którymi się nawet nie pożegnał, chodziło też o mnie, że ja nie miałam czasu aby pomyśleć czego ja chce dalej. Luby chciał Tajlandię, Wietnam albo Laos czy inne kraje w tym rejonie. Nie rozumiał mojego sprzeciwu. Ja nie widziałam siebie tam, może na dwa tygodnie urlopu to tak, ale nie na poł roku jakie on tam planował spędzić. No właśnie - planował, bo w chwili obecnej już się zastanawia czy aby nie wrócić do pracy ale do innej rodziny. 
Czemu rzucił pracę? Mi powiedział, że jest zmęczony, nie znosi miasta i pogody (jest chłodno i pochmurno w Iżewsku, zimy są mroźne i długie), ma dosyć rodziny, despotycznej i wymagającej matki i ojca pantoflarza. Moim zdaniem - całkowicie nie rozumie naszej słowiańskiej kultury. Nie rozumie i nie chce zrozumieć. To, że ja powiem mu aby się ubrał cieplej, zmienił tę brudną koszule, wziął leki, zjadł ze mna sniadanie czy obiad itp traktuje nie tylko jako rozkazy ale i naruszenie swojej wolności osobistej. Kiedy matka chłopców pisała mu czy mowiła, że ma nosić czapke, aby nie zachorował i nie zaraził jej dzieci, albo że ma spędzać więcej czasu na pisaniu z chłopcami (a nie na grach na iPadzie), że ma więcej z nimi bawić się na podwórku, że jak będzie przeziębiony ma nie przychodzić do pracy bo może zarazić jej dzieci - Luby po prostu dostawał szału. Więc kiedy pewnego dnia, dostał znowu email o podobnej treści po prostu stwierdził, że nie ma zamiaru pracować dla tej rodziny i z dnia na dzień rzucił pracę bez żadnych wyjaśnien, bez miesięcznego wypowiedzenia, jakie go obowiązywało itp. 
Wyjazd z Iżewska był dla mnie bardzo bolesny, nie wiem czemu, ale zakochałam sie w Rosji, przyrodzie, ludziach, życiu. Mam nadzieję, że uda mi się tam wrócić - na wakacje przynajmniej. W chwili obecnej ja jestem zatem w Londynie a Luby w Wietnamie bodajże (w Tajlandii skończyła mu się już darmowa wiza i musiał opuścić kraj na jakiś czas). 

Nie ogarniam naszego związku już i na chwilę obecną wcale nie chce. Ostatnich pare tygodni uswiadomiło mi, że ja byłam tylko dodatkiem dla Lubego. Nie liczył się z moim zdaniem i moimi potrzebami. Po prostu nudno mu było samemu a tak miał mnie do towarzystwa jeśli zabrakło internetu. Ostatnie miesiące każde z nas prowadziło oddzielne życie. Na moje prośby o wspólne spędzenie czasu wieczorem czy w jego wolny dzień najczęsciej padało "nie". Spędzaliśmy ze sobą głownie pare godzin jak miał wolny dzień raz w tygodniu. Równie dobrze moglibyśmy mieszkać oddzielnie i widywać się raz w tygodniu - mała różnica by była... Do tego nie mamy wspólnych planów - ja chcę domu, dziecka, jednego miejsca zamieszkania, pracy, znajomych, wyjsc do kina czy na pizze od czasu do czasu. On nie ma zamiaru kupowac domu - ani teraz ani nigdy, na dziecko nie jest jeszcze gotowy, nie przeszkadza mu podrozowanie i ciagla zmiana miesjca zamieszkania i chce tak żyć przez najbliższe 5 lat (jako Guwernor gdzieś jeszcze tyle popracuje), nie czuje potrzeby posiadania znajomych czy wychodzenia z domu - dla niego dobrze jest jak może się położyć i albo pospać albo pobawić się swoim iPadem... Oficjalnie żadne z nas nie podjęło decyzji o rozstaniu ale oboje czujemy przez skórę, że jest ona nieunikniona... Te pare lat, były naprawdę niezwykłe, dużo się nauczyłam o sobie i siecie, poznałam niezwykłych ludzi, dowiedziałam się czego chce od swego partnera... Mam wiele wspaniałych wspomnień i to na tym postaram się skupić moją uwagę! 

Pozdrawiam,
Jyotika

Thursday 3 October 2013

Few thoughts...

Nawet nie wiem od czego zacząć. Jest tyle rzeczy, które chciałabym napisać, którymi chciałabym się z Wami podzielić ale jednocześnie nie potrafię zebrac myśli i zacząć pisać... Ten post powinien powstać już parę dni temu, ale jak zapewne zauważyliście, nie pisze ostatnio za wiele.
Zabrakło mi chęci i motywacji. Pisałam o tym w poprzednim poście - nie bardzo wiem czego chcę od życia, co chcę osiągnąć i gdzie widzę siebie za 5 lat... Wpadłam w marazm i zniechęcenie, z którego postanowiłam wyjść. Może i nie wiem na dana chwilę wiele, ale jeśli nie będę iść do przodu i próbować - mogę sie nigdy nie dowiedzieć.
Chcę wrócić do tego wszystkiego co ostatnio zaniedbałam i odłożyłam w kąt - pidanie bloga, afirmacje i medytacje. Dawały mi potężnego kopa i chęć do robienia wszystkiego.
Wydaje mi się, że mój spadek motywacji ma również związek z moją obecną relacją z Lubym. Ślepe zauroczenie minęło a ja mam wrażenie, że nasz związek stoi w miejscu. Luby chce abym ja go ciągle wspierała w jego pracy i mu pomagała jak najbardziej ale zaczynam dostrzegac, że sam nie potrafi mnie wesprzeć w moich malych marzeniach. Może ja nie potrafie z nim o tym porozmawiać... To nie tak, że jest jakoś źle między nami, że się ciągle kłócimy itp. Ale o ile ja jestem jego najlepszą przyjaciółką - potrafię go wysłuchać, porozmawiać na tematy go interesujące, nie jestem pewna czy on jest moim najlepszym przyjacielem. Luby uważa, że skoro wspiera mnie finansowo to to wystarczy, a ja nie potrafię mu wytłumaczyć, że nie, to za mało...
Może właśnie dlatego znowu straciłam głos? Od paru dni mój jedyny sposób komunikacji to szept. A jak pamiętacie - pisałam kiedyś o tym (HYB - Throat oraz HYB - Changes), że wszelkie problemy z gardłem sa powiązane ze strachem przed "samym sobą" - naszymi pragnieniami, zmianami jakie chcemy zaprowadzić w swoim życiu, boimy sie pokazać innym jacy jesteśmy naprawdę, czy opieramy się wszelkiego rodzaju komplementom... Większość z tych rzeczy polega na tym, że nie potrafimy rozmawiać z niektórymi o tym czego chcemy, boimy się, że oni nie zrozumieją, nie docenią, wyśmieją, zbagatelizują sprawę, zapomną po paru dniach, zignorują. Nie wiemy jak im naświetlić daną sytuację tak, aby do nich dotrzeć, bo na razie jak próbuję coś wyjaśnić on odbiera to jako atak na siebie i jego "kontratak" nie należy do przyjemnych i cała rozmowa zaczyna tracic sens...
Mam nadzieję, że uda mi się przełamać mój strach przed tym i uda mi się dotrzeć jakoś do Lubego, zanim oboje za bardzo oddalimy się od siebie. Luby dostrzega, że coś jest nie tak. Stał sie bardziej czuły, kupuje kwiatki (właśnie jedne żółte stoja przede mną) czy czekoladki, ale jeśli ja sama mu nie powiem co mnie zaczyna blokować to on raczej w myślach nie czyta i się sam nie domyśli (niestety faceci nie opanowali tego, a wielka szkoda czasem)...

A tak w ogóle to jesteśmy już w Rosji, w mieście Iżewsk, i jak dla mnie jest świetnie, Luby narzeka, ale o tym w następnym poście!

Pozdrawiam, 
Jyotika

Friday 19 July 2013

My Own Personal Confession...

Nadeszla ta wiekopomna chwila, kiedy to musze wyznać, czmu mam takie wielkie luki w blogowaniu... Pora się przyznać a nie zwalać na brak netu, czy lenistwo (ale też dobre wymówki, nie?)

Wiele osób pyta się mnie @czego chcesz od życia. Zazdroszczę osobom, które wiedzą i znają odpowiedź na takie pytanie. Ja nie. Nie mam planu na za 5 lat. Nie mam jakiegoś wielkiego i konkretnego celu do jakiego dążę. Nie wiem co chce robić zawodowo w życiu, bo jest tyle rzeczy sprawiających mi przyjemność i o których marzę, że nie potrafię sie na nic zdecydować : 
- tworzenie stron internetowych (ciągle coś innego, ciągle coś nowego) ; 
- zajmowanie się robótkami ręcznymi (haftowane kartki, wyszywane zakładki na książki itp) ; 
- posiadanie własnej kawiarni w stylu toskańsko-prowansalkim (właściwie to to jedno i to samo, Prowansja jeszcze 150 lat temu była częścią Włoch i jest bardzo, ale to bardzo podobna do Toskanii) ; 
- pracowanie w firmie zajmującej się dekorowaniem sal na przyjęcia (po prostu tworzenie nowych aranżacji, zawsze mnie to pociągało i chciałam spróbować swoich sił w tej dziedzinie) ; 
- tworzenie wystroju wnętrz, moje największe i niespełnione marzenie swego czasu - architektura wnętrz (o którym znowu zaczynam myśleć ostatnio) ; 

To tak jak z tą krótkim wierszykiem a o osiołku Aleksandra Fredry, na pewno wiele z was go zna :
Osiołkowi w żłoby dano,
 W jeden owies, w drugi siano.
 Uchem strzyże, głową kręci.
 I to pachnie, i to nęci.
 Od któregoż teraz zacznie,
 Aby sobie podjeść smacznie?
 Trudny wybór, trudna zgoda —
 Chwyci siano, owsa szkoda.
 Chwyci owies, żal mu siana.
 I tak stoi aż do rana,
 A od rana do wieczora;
 Aż nareszcie przyszła pora,
 Że oślina pośród jadła —
 Z głodu padła.

Zaczynam rozumieć osiołka... Czuję się w chwili obecnej bardzo podobnie. Nie wiem czego chce i gdzie chcę iść dalej. Jedyne co wiem, to moje najskrytsze i największe marzenie - posiadanie własnej rodziny w postaci osobistego (nie cudzego) męża i dwójki dzieci (też wolałabym osobiste), jakiegoś kota (tak, osobistego dachowca), małego domku z ogródkiem (równiez wolałabym aby należał do mnie a nie do banku)... Na domek trzeba jednak zarobić i znów wracamy do pkt wyjścia - JAK (wygrać w totka też jakieś rozwiązanie) ... Z tej właśnie mniej więcej przyczyny przez ostatnich parę miesięcy milczę. Usiłuję odpowiedzieć sobie na parę pytań.

Mam plany miesięczne i tygodniowe, ale ostatnio coraz więcej osób chce wiedzieć jaki jest mój cel życiowy, a ja odpowiedzi na to pytanie nie potrafię udzielić jednoznacznej. A nikt nie rozumie mojej chęci posiadania własnej, osobistej, prawdziwej i cholernie szczęśliwej rodziny. I tu pada pytanie, czy mężczyzna z którym jestem się na to na pewno nadaje, ale to już temat na oddzielny post i oddzielne rozważania...
Pozdrawiam
Jyotika

Sunday 14 July 2013

Nice Nice 2

Nicea jest niezwykłym miastem i bardzo lubię mieszkać daleko od centrum (z jednej strony :P). Mam tutaj ciszę i spokój przez większość dnia (poza robotnikami przez 6 dni w tygodniu i czasem zdarzy się korek uliczny niedaleko mego domu i strasznie trąbią wtedy jeden na drugiego). Pogoda jest niesamowita. Czasem rankiem jest pochmurno, ale dość szybko się rozpogadza. Temperatura jest dość wysoka jak na nasze polskie warunki, bo około 30 stopni każdego dnia, czasme troszkę więcej. Mają tutaj komary, które ostatnich parę nocy z rzędu nie daja nam spać (mieszkanie jest za wysokie aby skakac pod sufitem i je tłuc) więc jeśli ktoś zna jakiś dobry sposób na skuteczne sie ich pozbycie nocą (świeczki? konkretny zapach?) to będę wdzięczna - jest za gorąco  więc zamykanie okna na noc odpada (a włąsciwie nie okna tylko 3 podwojnych drzwi balkonowych)... 

Uwielbiam tutejszą architekturę, ciepłe kolory budynków, urocze zakamarki, wąskie uliczki, dużo tarasów i balkonów, pełno schodów (czasem mogą człowieka zamczyć tymi schodami), wielkie okna i duże pokoje, piękne gzymsy, wszelakie zdobienia budynków płaskorzeźbami. Po prostu jestem tym bardzo oczarowana. Uwielbiam tę pogodę - ciepłą i słoneczną, aż chce się spędzić cały dzień w parku czy zwiedzać miasto. Po paru miesiącach zimy i nizbyt ciepłym pobycie w UK i PL taka temperatura to bardzo miła odmiana. Mam pełno energii (o ile ich schody mnie nie wykończą) i naprawdę po prostu jestem tutaj bardzo szczęśliwa. Uwielbiam ich styl życia - nigdzie się nie śpieszą, przerwa obiadowa to z reguły 2 godziny (część sklepów jest wtedy zamykana), dużo wina i owoców morza jak przystało na rejon - Prowansję i miasto leżące nad morzem, kawa jest kawą - mocna z silnym aromatem, nawet latte czy cappuccino jest dość mocne. Uwielbiam ich jarmarki - 3 w ciagu dnia w tym samym miejscu ale rożne. Rankiem jest warzywno-kwiatowy, popołudniami - coś w rodzaju różnych staroci, antyków (bardzo drogi), a pod wieczór wszystkiego po troszku - tutaj torebki, tutaj mydełka, wyroby skórzane, lniane sukienki itp. 

Nicea bardzo mnie zachwyca i mam nadzieję, że nie jest mi dane widzieć ja po raz ostatni. 
Pozdrawiam
Jyotika

Tuesday 25 June 2013

Nice Nice

Chcialabym Was bardzo przeprosic, ale blog bedzie niedostepny na czas nieokreslony. Okazalo sie, ze w Nicei, gdzie teraz jestem, w udostepnionym nam mieszkaniu (okolo godzine piechota do centrum, lub 20 minut jazdy autobusem) nie mamy zadnego internetu, wokolo wcale nie jest tak latwo znalezc kafejke internetowa (nawet w centrum miasta), nie mowiac juz o otwartym wieczorem w naszym rejonie sklepie spozywczym czy restauracji... Do tego pralki nie mamy (tak, w najblizszej okolicy tez nic nie ma) i kuchenka nie dziala... Ale to tyle jesli moge ponarzekac :) 

Co do plusow - jestem w NICEI :) Jest pieknie, starowka jest sliczna i zadbana, moge isc na plaze (kamienista) sie kapac kiedy tylko chce, codziennie jest okolo 30 stopni ciepla, ciagle jest bardzo slonecznie,   moge podziwiac przepiekna architekture, male urocze uliczki, pelno restauracji, pierwszy raz w zyciu widzialam na zywo drzewo palmowe, plywalam w morzu, bylam na kamienistej plazy (baaaardzo kamienistej), mieszkam w starej, zabytkowej willi i mam do dyspozycji wielki pokoj (cala willa jest wlasnie remontowana, rodzina dla ktorej Luby pracuje przygotowala nam jedna sypialnie do dyspozycji, lazienke i cos w rodzaju kuchni). 
Na razie jestesmy z Lubym w trakcie rozparowywania co gdzie i jak - zaczynamy szukac jakis kafejek internetowych (ta, z ktorej pisze znajduje sie przy hostelu, dla gosci tylko, ale na razie nikt nas sie nie spytal o nic :P) , jakiejs pralni, restauracji i sklepob w poblizu naszego mieszkania. Moze (jesli nie bedzie to zbyt drogie) uda nam sie wziac internet na dwa miesiace z Orange na laptopa - mam nadzieje, ze nie bedzie to drogie i bedzie to mozliwe... 
Jak tylko uda mi sie cos ustalic i zorganizowac - na pewno sie odezwe. Na razie czytam ksiazki, zwiedzam, opalam sie :) 
Pozdrawiam
Jyotika

Sunday 2 June 2013

Summary 14

Minął maj. Spędziłam go cały w domu z rodziną. Ograniczony internet (blue connect), wyjazd do rodziny na drugi koniec Polski i wiele planów i projektów poleżało odłogiem... Zadowolona jestem z jednego i chyba bardzo istotnego, a ostatnio traktowanego po macoszemu - czytania w ojczystym języku :) Nawet nie sądziłam, że tak za tym będę tęsknić. Przez ostatnie 31 dni przeczytałam 6 książek - mniejszych i większych, ale sześć: Joanna Chmielewska "Jak wytrzymać ze sobą nawzajem" (jednak wole jej kryminały a nie pseudo-poradniki i uważam, że kryminałów owa Pani powinna się trzymać) ; Wiliam Szekspir "Wieczór trzech króli" (po prostu uwielbiam jego komedie - humor słowny, dialogi, barwne postacie) ; Shari Low "Cała nowa ja" (miła poczytajka o dziewczynie, która w sylwestrowy wieczór postanawia się zmienić, wpadając w coraz to nowe tarapaty) ; Kornel Makuszyński "Przyjaciel wesołego diabła" (przepiękna opowieść o miłości i przyjaźni, beczałam czytając ja jak bóbr) ; Katarzyna Bonda "Dziewiąta runa" (świetny kryminał, bardzo dobrze mi się go czytało, dobre zakończenie, preszkadzał mi jednak bardzo drastyczny i szczegółowy opis morderstwa) ; Małgorzata Kozak "Paskuda & CO" (przezabawna historia o księżniczce zamkniętej w wieży, jej strażniku i smoku) . Przez 31 dni spotykałam się z przyjaciółmi, udało mi się nawet opalić na plaży, pobawić się w nianię, pojechać na jedniodniową wycieczkę do Kowna, spędzić parę dni w Stargardzie Szczecińskim i Gdańsku, wziąć parę cudownych kąpieli w wannie, narwać bzu, podziwiać łąkę mleczy i pola rzepakowe, oraz poświętować urodziny moje i moich dziewczyn! 
A jak wam minął miesiąc maj? 
Pozdrawiam
Jyotika

Saturday 25 May 2013

Family...

Dzisiaj będzie krótko... 
Moja mama wyjechała za tatą na drugi koniec Polski. Opuściła swoją najbliższą rodzinę - 2 braci i 2 siostry, plus ich partnerzy, dzieci, mamę itp. Skutkiem tego było, że ja i moja siostra mamy słabszy kontakt z tą częścią rodziny. Jak byliśmy mniejsi spędzaliśmy u babci i mamy rodziny każde wakacje. Z czasem, w sumie jak byłam w liceum, kontakt zaczął się urywać. Teraz o ile siostra dalej stara się tam jeździć co parę lat - szczególnie że w chwili obecnej ma bliżej, o tyle ja mieszkając od paru lat za granicą nie mam takiej możliwości - jak przyjeżdżam na kilka dni, wolę je spędzić z mamą i tatą w rodzinnym mieście.Ostatni raz widzieliśmy się 3 lata temu na babci urodzinach, kiedy to wszyscy zjechaliśmy do babci na krótkie urlopy.
Teraz znowu spotkałam się z siostrami, kuzynami, ciociami, wujkami itp. Niestety z powodu bardzo smutnej okoliczności - zmarł mamy brat. Podróż na drugi koniec Polski zajęła nam cały dzień. Jako, że ja nie muszę się spieszyć do pracy, zostałam parę dni dłużej u jednej z sióstr ciotecznych. Powiem tyle - wcale nie czuję, jakby mnie nie było tutaj kilka lat! Szkoda, że spotkaliśmy się w takich okolicznościach, ale możliwe że bez niej, minęłoby kilka lat zanim znowu bym odwiedziła te strony... 
A jak u was z tm jest? Jak daleko macie do babć, wujków, rodziny??? 
Pozdrawiam
Jyotika

Thursday 16 May 2013

Be ready...

Na zmiany trzeba być gotowym, inaczej nie przekonamy się do nich. Ważne jest również mieć kogoś, kto pomoże nam przejść przez pewien proces zmian, kto czasem nam da kopa albo powie "stop, nie jesteś na to gotów", kto pomoże nam czasem zrozumieć nasze uczucia albo pokaże nam daną sytuację z innej strony, z punktu widzenia obserwatora danego wydarzenia itp. 
Ostatnio miałam długą rozmowę z przyjaciółką, która jak wiele z nas potrzebuje zmian, nie na wszystko jest jeszcze jednak gotowa. Jest bardzo religijną osobą i od czasu do czasu jeźddzi na różne rekolekcje, oraz jeszcze niedawno należała do jednej z grup katolickich, gdzie miała swojego "opekuna", który ją bardzo dobrze znał, wiedział z czym miała problemy, wspierał kiedy miała zły dzień, wysłuchał, pomógł itp. Pewnego razu pojechała na dłuższe rekolekcje terapeutyczne. Na owych rekolekcjach nie zostali jednak przydzieleni opiekunowie, którzy pomogli by uporać się z pojawiającymi się podczas zajęć emocjami, niepewnością, lękiem. Koleżanka nie była w stanie sobie z tym poradzić, pojawiło się w niej wiele negatywnych i ciężkich emocji, o których z nikim nie mogła porozmawiać. Jak wróciła z rekolekcji, usiłowała porozmawiać ze swoim opiekunem z grupy katolickiej, o tym, że źle się po nich czuje. Niestety spotkała się z niezrozumieniem i jak mi powiedziała, cała grupa powoli się od niej odwróciła. 
Owszem znam przyjaciółkę bardzo dobrze i wiem, że uwielbia obwiniać innych za wszystko co jej się przytrafia. Wiem również iż całkowicie nie była gotowa na rekolekcje w jakich uczestniczyła. Dziwię się, że opiekun religijny jakiego miała nad sobą jej nie uprzedził, nie powiedział, że może to nie jest jej czas na to... Ewentualnie czemu jej nie wysłuchał po rekolekcjach, nie porozmawiał z nią, nie wsparł... 
Czasem nie jesteśmy gotowi na jakieś wydarzenie, temat rozmowy / zajęć / terapii. Dobrze by było mieć kogoś, kto nas wesprze, doradzi i pomoże. Kiedy jest się daleko stąd nie zawsze można to zrobić. 
Ja do rozmowy o mamie przygotowywałam się przez prawie rok terapii. Pierwsze rozmowy o nas zaczęły sie po 10 miesiącach dopiero bo dopiero wtedy byłam na to gotowa emocjonalnie a i tak po pierwszej rozmowie, dotyczącej dzieciństwa rodziców przepłakałam 3 dni bo było mi tak ciężko... Ale ja byłam do tej rozmowy przygotowywana i miałam z kim podzielić się moimi emocjami po rozmowie. 
A jak to było u Was? Potraficie sami wyczuć czas na konkretne rozmowy, zmiany, wydarzenia? Czy może macie kogoś, z kim możecie o tym porozmawiać, kto wam doradzi i pomoże? 
Pozdrawiam
Jyotika

Sunday 12 May 2013

Summary 12 and 13

Ominęłam dwa podsumowania miesięczne. Nie dlatego, że nic sie nie działo, ale dlatego, że w kwietniu brakowało mi mobilizacji aby to zrobić. Bardzo mi tego brakowało. Tęskniłam za pisaniem, ale miałam poczucie totalnej pustki w głowie. Brak pracy Lubego dawał mi się we znaki i popadłam w marazm i małą apatię co do pisania, dzielenia się swoimi przemyśleniami itp. Nie wyrobiłam w sobie nawyku pisania postów wcześniej. Zawsze piszę posty na chwilę obecną i właśnie czasem takie sa o to efekty - w chwilach braku weny, nawet jeśli mam parę pomysłów na posty, to nic się nie pojawia. Postaram się z tym zawalczyć w przeciágu najbliszych paru miesięcy. Mam wiele pomysłów - mój zeszyt z propozycjami na posty jest zapisany, ale nie potrafię się zmobilizować aby zacząć je przenosić na bloga.


Marzec i kwiecień częściowo minęły mi na korepetycjach. Uwielbiam je robic i naprawdę miałam frajdę przygotowując materiały na zajęcia, szukając nowych ćwiczeń, przygotowując testy itp. Podobało mi się zarówno uczyc dzieciaki jak i dziewczyny. Matt stracił pracę i mi udzieliła się częściowo jego apatia - on całe dnie spędzał na narzekaniu i spaniu, szukaniu nowej pracy, a ja miałam chęci tylko na korepetycje. Cała reszta zeszła na dalszy plan i lepsze czasy...

Doświadczenie z korepetycjami dało mi pomysł aby zrobić sobie w Aglii kurs TEFL / TEOFL albo CELTA. Zależy ile będę miała pieniędzy i wolnego czasu. Mi by bardziej zależało na CELTA - jest lepszy, ale znacznie droższy i zajmuje około miesiąca codziennych zajęć na uczelni (ewentualnie pół roku lub rok zajęć on-line). TEFL / TEOFL to z reguły jest kurs 2 lub 3dniowy, znacznie tańszy (też można robić kilkumiesięczny on-line). Wszystko zależy od tego ile czasu spędzę w Londynie po powrocie z Polski.
Do tego bardzo bym chciała pojechać na Walię albo do Kornwalii. Jeszcze dokładnie nie wiem. Wszystko zależy od tego ile czasu spędzę w Anglii, jakie środki finansowe będę miała do dyspozycji i czy będę miała kogos do towarzystwa.

Mam jeszcze troszkę czasu na przemyślenia i nowe plany. Do końca maja będe w Polsce, potem Londyn na czas nieokreślony. W tym czasie mam zamiar sie zająć w przeciągu najbliższych trzech tygodni na swoje przemyślenia odnośnie najbliższego roku...
Pozdrawiam
Jyotika

Friday 19 April 2013

Forget-me-not...

Strasznie nie lubię o czymś zapominać. Niestety ostatnio zdarza mi sie to notorycznie. Prawie od ponad dwóch tygodni nie spisuję co mam do zrobienia w danym tygodniu, nie sprawdzam samej siebie, jak mi się coś przypomni to nie zapisawszy tego "odkładam na poźniej", po czym oczywiście znowu o tym zapominam. W chwili obecnej wygląda to tak, ze mam duże zaległości na obu blogach i stronie internetowej, afirmacja i medytacja leżą odłogiem i kwiczą (od ponad tygodnia nie umieściłam nowej afirmacji na blogu!), mam stertę zaległych emaili do nadrobienia, do tego doszły nowe rzeczy. 
Rozumiem, Matt stracił pracę, zburzył mój rytm dnia, bo wymagał więcej uwagi niż normalnie, do tego doszło pakowanie się, wyrzucanie i oddawanie niepotrzebnych rzeczy, przenoszenie się z miejsca na miejsce, zwiedzanie miejscowości, z której pochodzi Matt z jego rodzicami, myślę jednak, że pora zakończyć ten hulaszczy tryb życia i na nowo wrócić do swej organizacji. Nic-nie-robienie nic-nie-robieniem, ale zaczyna mi się to lekko nudzić... Pora wrócić do książek, afirmowania, pisania bloga i własnego rozwoju. Na samą myśl o tym buzia zaczyna mi się uśmiechać a w głowie pojawia mi się myśl "to jest to co tygryski lubią najbardziej"... 
Wczoraj będąc na spacerze i widząc przepiękne niezapominajki (po angielsku "forget-me-not") uświadomiłam sobie o ilu rzeczach zapomniałam i ile rzeczy odkładam od paru dni ciągle 'na później'... 
Do końca tego miesiąca mam zamiar uporać się z paroma zadaniami, takimi jak : * wysłać zaległe emaile do KZ (obiecałam podać parę przydatnych linków do nauki języka angielskiego i musze je znaleźć w języku rosyjskim) ; * nadrobić zaległości e-mailowe do przyjaciół i rodziny ; * napisać zaległe posty na blogi i stronę (w tym post podsumowujący mój pobyt w KZ) ; * uaktualnić afirmację na blogu ; * przejrzeć zrobione zdjęcia z wizyty u rodziców Matta, poprawić je i im zostawić ; * zrobić kolejny numer Apple Bits (mimo, że nie ma mnie już w KZ, na razie dalej pełnię funkcję redaktora) ; * poszukać pocztówki z "forget-me-not" jako symbolu swego zapominalstwa ; * spisać ponownie plan miesięczny na kwiecień ; * wypisać plan tygodniowy . 
Pozdrawiam
Jyotika

Friday 12 April 2013

Last Days in Almaty...

Nadeszła wiekopomna chwila i moja przygoda z Almatami, przynajmniej na daną chwilę dobiega końca. 

Luby w poniedziałek otrzymał informację, że przyjęto go do pracy w Iżewskie (Federacja Rosyjska). We wtorek dowiedzieliśmy się, że niestety nie możemy wyrobić sobie wizy do Rosji w Kazachstanie. Musimy wrócić do Londynu (i ja możliwe, że do Polski, jesteśmy w trakcie wyjaśniania tego). Była opcja wysłania wszelkich dokumentów pocztą lub przez DHL, ale Luby bał się ewentualnych problemów i zdecydował, że wracmy oboje do Londynu. Wylatujemy w niedzielę, 12 kwietnia z samego rana. 
Od środy żegnam się z miastem i poznanymi ludźmi. Nawet nie zaczęłam się pakować i proces ten napawa mnie coraz większym przerażeniem. Nie jestem pewna czy pomieścimy się ze wszystkimi rzeczami, nie chcę zbyt wielu rzeczy tutaj zostawiać, nie chcę ich wysyłam przez DHL bo za drogo. Jutro jednak postaram się poświęcić na to sój cały czas. 

Bardzo podobał mi się pobyt tutaj i będę bardzo tęsknić za miastem i jego ludźmi, klimatem, temperaturą (w chwili obecnej jest około 25 stopni!), świętami itp... Mam nadzieję, kiedyś tu jeszcze wrócić (liczę na to, że Luby dostanie tutaj inną propozycję pracy w przeciągu roku i przyjedziemy z powrotem). Były to cudowne miesiące i będę je bardzo miło wspominać... 

Sunday 31 March 2013

March's Daily Gratitude 26-31

Ostatnie dni minęły mi bardzo szybko. Koniec miesiąca to czas pracy nad gazetą klubową. Do tego Luby przez stratę pracy potrzebuje więcej uwagi, może nie w sensie fizycznym, mam wrażenie że moja obecność przy nim czy pytania jakie mu zadaję męczą go bardziej, potrzebuje spokoju psychicznego i skupienia się na możliwościach jakie przed nami moga się otwierać, z tego też powodu ja staram sie jak najczęściej wychodzić z domu, jak wracam pracuję nad miesięcznikiem i jest już koło 24 i zmęczona zasypiam dość szybko. Jutro znowu cały dzień w mieście, bez komputera oraz bez Lubego, któremuś z nas to na pewno wyjdzie na dobre :P 

W ciągu tych minionych dni chciałabym podziękować za: * przepiękną pogodę od paru dni - jasne słońce, lekki wiaterek i ciepłą temperaturę ; * miły spacer i lody w parku (pierwsze tego roku lody na świeżym powietrzu) ; * pogodę ducha, która mnie nie opuszcza ; * zorganizowaną pracę nad miesięcznikiem, nowe pomysły i świetne ich wykonanie ; * dobry relaksujący mnie sen i miłe sny - uwielbiam jak mi się przyśni coś dobrego i potem pamiętam to przez cały dzień ; * super koktajl mleczny, jaki serwują w jedne z moich ulubionych kawiarenek w centrum miasta. 

Moim motorkiem do działania przez parę ostatnich dni, była powyższa piosenka - Glee "Sing" (wykonywana w oryginale przez My Chemical Romance) znaleziona przypadkiem na internecie. Nie wiem z jakiego odcinka Glee pochodzi i nie pamiętam, abym ją w serialu widziała, ale może coś pominęłam... W każdym podź razie bardzo mi się spodobał i dawał mi pozytywną energię do działania. 
Pozdrawiam
Jyotika

Monday 25 March 2013

March's Daily Gratitude 25

Dziękuję za: * miły poranek z Lubym ; * przejażdżkę nad jezioro i widok pierwszych maleńkich białych krokusów ; * niezbyt dobre jedzenie w restauracji, które przypomniało nam jak to dobrze jednak jest mieć swoje ulubione miejsca i czasem mimo nudy warto jednak trzymać się starego (oczywiście nie zawsze :P) ; * miłe spotkanie ze Sveta, drobne zakupy i wieczór przy lapmce wina . 

Moją małą radością dnia dzisiejszego były przepiękne krokusiki widziane na polu. Część z nich była już wydeptana i bardzo zniszczona, ale wiele było przepięknych! Wiosna nadchodzi!!! 
Pozdrawiam
Jyotika

Sunday 24 March 2013

March's Daily Gratitude 24

I za nami kolejny tydzień! Bardzo chciałabym podziękować za: * mobilizację do napisania paru postów na blogach ; * pom ysł i częściową realizację nowego tematu na mej stronie internetowej ; * nadrobienie zaległości emailowych (a przynajmniej częściowe) ; * parę przemiłych leniwych dni - bardzo mi tego brakowało to raz, a dwa - Luby nic nie robi i jakoś mnie to rozleniwiło ; * dzisiejszą kawę z Maral i przepyszna pizzę jej mamy, jaką nas poczęstowano ; * miłą partyjkę w Monopoly z Maral i Lubym ; * udany wieczór z Lubym i kolejna dawką humoru w wykonaniu TBBT (Teoria Wielkiego Podrywu) ; * nadrobionych zaległości w czytaniu blogów! 


Ta piosenka towarzyszyła mi w minionym tygodniu - krok po kroku, do osiągnięcia celi, albo jak mówią Starsi - nic na siłę, wszystko młotkiem !
Pozdrawiam
Jyotika

Saturday 23 March 2013

March's Daily Gratitude 22 and 23

Polubiłam te podwójne posty, chyba aż za bardzo - dwa dni pod rząd... 

Dziękuję za : * wczorajsze udane wyjście z Maral, miło spędziłam dzień łażąc leniwie po centrum handlowym i plotkując ; * miłe wieczory z Lubym, bardzo lubię, jak możemy usiąść i razem cos obejrzeć czy  zagrać w Scrabble ; * pyszna pizzę, udanego omleta mojego wykonania i super sałatkę warzywną (naprawdę uwielbiam dobrze zjeść) ; * przepyszne przetwory z czarnej porzeczki, jakie wyprosiłam od Maral, i którymi od trzech dni słodzę czy herbatę czy jem z ciastkami ; * dobry sen i miłe sny (uwielbiam śnić i tylko dlatego nie lubię czasem rano wstawać) ; * słodkie nic-nie-robienie jakiemu z przyjemnością oddaję się już dwa dni (z okazji Nauryza, jak święto to święto - w KZ właśnie trwa Kazachski Nowy Rok). 

Moimi małymi przyjemnościami minionych dni było : * wczoraj: wyjście z Maral, cudne drinki i babskie ploty ; * dziś : wykończenie przetworu z czarnej porzeczki - pycha, chyba trzeba będzie wyprosić jeszcze jeden słoik :) 
Pozdrawiam
Jyotika 

Friday 22 March 2013

March's Daily Gratitude 20 and 21

Telefon mi się wyłączył i znowu wyleciało mi z głowy pisanie listy wdzieczności. W chwili obecnej jest u mnie 6 rano 22 marca 2013 roku. Luby nie mógł spać więc obudził i mnie... Jak widać na moim przykładzie - przypominajki są bardzo istotne. We środe po prostu cały dzień spędziłam w mieście bez dostępu do internetu. Było załatwianie paru spraw, potem kombinowanie z dojazdem do domu (nie ma tak lekko :P) i jak w końcu dotarłam do domku to padłam jak kafka spać. Czwartek był spokojniejszym dniem - rankiem korepetycje, popołudniu słodkie lenistwo a wieczorem siedliśmy z Lubym i obejrzeliśmy parę odcinków TBBT (Teorię Wielkiego Podrywu). 

Moja spóźniona lista wdzięczności za te dwa dni? Dziękuję za: * miłe śniadanie z Anją i Leigh oraz super pracę i świetne nowe pomysły nad kwietniowym AP ; * miłe spotkanie z Jennie w Klubie AIWC i kolejne nowe pomysły ; * zdobycie paru nowych studentów na korepetycje z języka angielskiego ; * piękną pogodę we środę i miły spacer po mieście w bardzo ciepły, wiosenny i słoneczny dzień ; * spóźnione kwiaty od kolegi z okazji Dnia Kobiet (chorował i nie moglismy się spotkać wcześniej) ; * miłe korepetycje w czwartkowy ranek ; * super wiosenna obiado-kolacja ; * miły wieczór spędzony przy serialu komediowym (Sheldon rules!). 

Moją małą radością dnia były następująco: * we środę spacerując zobaczłam pracujących robotników w parku i poczułam się jak w Polsce (czyt. leżeli w parku na ławkach i drzemali w te ciepły i wiosenne popołudnie) ; * we czwartek to co tygruski lubią najbardziej, czyli wiosenna obiado-kolacja... 
Pozdrawiam
Jyotika

Thursday 21 March 2013

Rough Day

Czasem po prostu przychodza trudne chwile. Jednym razem słabsze, innym razem silniejsze. Czasem przychodzą pojedyńczo, czasem parami. Czasem nie jestesmy w stanie ich przewidzieć, czasem w ogóle ich nie oczekujemy, czasem martwimy się za bardzo. Owych "czasem" i późniejszych "gdyby" jest zawsze bardzo wiele. 
Ostatnio ja i mój Luby zmierzamy się z jednym z nich. Był to jeden z tych przeze mnie nieoczekiwanych, a o którym Matt myślał na okrągło - bardzo bał sie szefa i jego zmiennych nastrojów, nie wierzył, że wykonuje swoją pracę dobrze, bo szef ciągle miał jakieś uwagi (dla mnie bardziej one brzmiały na zasadzie "pamiętaj kto tutaj jest szefem", niż były uwagami, typu "jesteś idiotą i źle to robisz"). Nie jest łatwo, bo mimo iż minął tydzień, my wciąż nie mamy jednoznaczej decyzji, czy możemy zostać na mieszkaniu i jeśli tak, to jak długo. Wizy wyczerpuja nam się na początku maja. Ja wciąż mam nadzieję, że Luby znajdzie coś innego bardzo szybko. Matt nie jest tak optymistycznie nastawiony i chce w przyszłym tygodniu kupić bilety - dla siebie do Kambodży na urlop, dla mnie do Polski lub Anglii (gdzie wybiorę) abym posiedziała z przyjaciółmi i rodziną, dopóki on nie...odpocznie i wymyśli co dalej itp... 
Wierzę, że wszystko będzie dobrze i mam zamiar iść dalej do przodu. Nie po to los pchnął mnie do Kazachstanu, aby po półrocznej przygodzie wracać! Mam nadzieję, że czeka mnie tutaj o wiele więcej fascynujących i ciekawych rzeczy do zrobienia... 
Pozdrawiam
Jyotika

Tuesday 19 March 2013

March's Daily Gratitude 19

Dziś był dość długi dzień... Zaczęłam go po 8 rano, w chwili obecnej dochodzi 24 i ja go powoli kończę. Chciałabym podziękować za: * kolejny dzień z piękną pogodą (mam nadzieję, że wbrew zapowiedziom zbliżający się Nauryz będzie równie słoneczny) ; * miłe plotki z Maral przy kawie ; * spotkanie ze Svetą na herbacie ; * udane korepetycje, najpierw z dzieciakami, a wieczorem z dziewczynami ; * miłą pracę przy redagowaniu AB, część pracy już za mną (przynajmniej mam taką nadzieję) ; * Lubego, oznajmiającego mi, że beze mnie on umrze z głodu - ponieważ mnie dziś więcej w domu nie było niż byłam, wieczorem okazało się, że poza porcją zupki z proszku Luby przez cały dzień nie zjadł NIC i się dziwił, że mu słabo i się źle czuje... 

Moją małą radościa dnia był taniec Lubego, golusieńkiego pod oknem bo ponoc sąsiedzi zaczęli się skarżyć naszym znajomym, że u nas wszsytko widać co robimy (ich blok stoi oddalony od naszego o jakieś 10 metrów)... Luby stwierdził, że skoro nie mają nic innego do roboty jak tylko gapić sie w nasze okna to da im  "szoł" :P

Monday 18 March 2013

March's Daily Gratitude 18

Mało brakowało a bym zapomniała o dzisiejszej wdzięczności! Dziś ciąglę śpię z małymi przerwami. Normalnie non stop bym dziś spała - rano jak wstałam, potem popołudniu przed spacerem i jak z niego wrociłam, i mała drzemka wieczorem... Dawno tak nie miałam... 

Chciabym podziękować za: * sapiącego mężczyznę u boku (sapie bo ledwo dyszy z powodu zapchanego nosa zbereźnicy :P) ; * poczucie humoru mego introwertycznego mężczyzny ; * naleśniki wczorajsze, były jak znalazł dziś na słodkie śniadanie ; * piękne słońce i ciepłą pogodę, dzięki której super się spacerowało dzisiaj (mam zamiar nigdy za to nie przestać dziękować) ; * nowy post na blogu Pozytywnie oraz nowy wpis na mej stronie internetowej (a przynajmniej częściowy wpis) ; * wspólne oglądanie filmu z Lubym (o jakimś ponoć słynnym zespole, nie mam pojęcia co za jedni, ale dla niego mogę obejrzeć)... 

Moją radością dnia dzisiejszego jest wypicie winka (Martini Bianco) z Maral, po powrocie z naszego spaceru (to już chyba wiem, czemu mi się tak dobrze spało popołudniu :P) 
Pozdrawiam
Jyotika 

Sunday 17 March 2013

March's Daily Gratitude 17

Ostatnie dni, nie należą w moim życiu do najlepszych. Wciąż nasza przyszłość jest jedną wielką niewiadomą. Oboej jednak nie poddajemy się i staramy się prowadzić dalej normalne życie. Luby przegląda nowe oferty pracy, ja robię swoje - drobne porządki, gotuję, piorę, przeglądam internet, przygotowuję się na korepetycje. Życie płynie dalej, oboje staramy się mieć pozytywne nastawienie i z usmiechem idziemy przed siebie. Moja piosenką dla Was jest Bobby McFerrin - Don't Worry Be Happy . Robin Williams jest powalający w tym kawałku! W ogóle teledyski jest świetny. Mała dawka humoru! 
Dziękuję za : * czas, jaki dziś miałam i udało mi się nadrobić parę zaległości czytelniczych (w blogach na razie tylko) ; * nadrobienie korenspondencji (bardzo zalegałam z emailami do przyjaciół i rodziny, dziś przynajmniej część w końcu nadrobiłam) ; * TED - na parę miesięcy zapomniałam o ich wystąpieniach, ale niedawno zostało mi to przypomniane (super post HappyHolic), na razię duże wrażenie zrobiło na mnie przemówienie Colin Stokes'a o bajkach dla dziewczynek i chłopców i ich wpływie na dorastanie i późniejsze życie, ciekawe ;  * naleśniki, jakie dziś zrobiłam - wyszły mi super! Niestety zdjęciami się nie pochwale, musicie uwierzyć na słowo, że są super :) ; * piekną pogodę za oknem - normalnie wiosna pełną gębą, choć płaszcza zimowego jeszcze nie odwieszam, bo zapowiadają sowite opady śniegu jeszcze przed Nauryzem (Kazachski Nowy Rok obchodziny 21/22 marca).

Moją małą radością dnia dzisiejszego była włąśnie wypowiedź Colin Stokes'a - nasze dzieci powinny stawiać sobie za wzór bohaterów, którzy potrafią dzielić się swoją wiedzą, doświadczeniem, którzy dzięki przyjaźni i zjednywaniu sobie ludzi osiągają swoje cele, którzy nigdy nie walczą samotnie i zawsze mają wokół siebie dobrych przyjaciół i warto szukać zarówno dla chłopców jak i dziewczynek silnych bohaterów kobiecych do utożsamienia się z nimi...
Pozdrawiam
Jyotika 

Saturday 16 March 2013

March's Daily Gratitude 16

Szef Lubego nie raczył odpowiedzieć na wysłany wczoraj sms dokładnie jak długo możemy zostać w mieszkaniu. Nie chcieliśmy dzwonić, aby nie przeszkadzać. Luby zna szefo dość dobrze i powiedział, że sms da mu większe pole manerwu, jeśli postanowił zmienić zdanie, bo zaczynamy odnosić takie wrażenie... Czas pokaże co z tego wszystkiego wyjdzie. 

Moje dziesiejsze podziękowania będą za: * chciałam zawsze pójść do cerkwii , dziś mi sie to udało. Było dziwnie, mimo nauki języka staro-ruskiego na uczelni, było mi siężko rozszyfrować modlityw do świętych, jakie czasem są ukazane przy ikonach ; * dziękuję, za znajomość ze Svetą, która dużo mnie uczy i cieszę się, że poprawia mój rosyjski czy wyjaśnia mi jakieś drobne niuanse obyczajowe ; * dziękuję, za dzisiejsze korepetycje z dzieciakami, było bardzo śmiesznie, chyba jednak muszę zacząć stosować jedną karę - za niewłaściewe zachowanie, brak odrobionych zadań, nie nauczenie się materiału - zajęć nie będzie (10 przysiadów za karę zaczęło ich bawić i zaczęli się o nie dopominąc :P) ; * cieszę się, za swoich znajomych z KZ, jakich tutaj poznałam, fajnie jest mieć z kim spędzić czas ; * dziękuję za dzisiejszą drzemke popołudniową - dawno tak dobrze mi się nie spało :) . 

Moją małą radością dnia jest mały obiad który dziś zrobiłam, a który zjedliśmy przy świecach pijąć sok wiśniowy udający wino (w kieliszki go rozlałam) - Luby nie pija alkoholu. Do tego włączyłam romantyczną muzykę i było super. Lubemu jak dawno obiad smakował (mimo, że nie było frytek dzisiaj). 
Pozdrawiam
Jyotika

Friday 15 March 2013

March's Daily Gratitude 15

Dzisiejszy dzie był długi i bardzo fajny. Dziękuję za : * miły obiad z Jennie, bardzo się cieszę, że mogłyśmy się spotkać, szkoda że opuszcza KZ i nie spotkamy się więcej w klubie ; * pół dnia spędzonego ze Sveta - na kawie, plotkach, jeździe po mieście, drobnych zakupach do domu, i wizycie u "gadałki" (kobieta, która potrafi doradzić, podpowiedzieć jak postąpić ; to nie wróżka, nie używa kart, fusów, ani żadnych innych trocin, po prostu patrzy się na Ciebie i z Tobą rozmawia) ; * przepiękną pogodę - w końcu założyłam mój piękny malinowy płaszcz wiosenny ; * za wiarę w to, że wszystko będize jak najlepiej ; 

Moją małą radością dnia, był super smaczny koktajl bananowo-truskawkowy z dodatkiem kiwi i mięty. Po prostu wiosna pełną gębą jak to się mówi! 
Pozdrawiam
Jyotika 

Thursday 14 March 2013

March's Daily Gratitude 13 and 14

Wczoraj również nie udało mi się zamieścić postu. Wydarzenia danego dnia, spowodowały, że zabrakło mi na to sił oraz chęci. Musiałam przemyśleć i omówić parę spraw z Lubym. Jak zwykle na pomoc przyszła mi afirmacja, o czym napisałam w najnowszym poście na blogu Pozytywne Myślenie Każdego Dnia. W chwili obecnej jest już zdecydowanie lepiej. Pewne plany stały się bardziej atrakcyjne. Ja jestem spokojniejsza i z uśmiechem patrzę nie tylko w moją kartę afirmacyjną ale i naszą przyszłość. 

Chciałabym podziękować, za: * przepiękne miesiące spędzone w KZ, uważam, że to uroczy kraj i naprawdę przyjdzie mi z żalem go opuszczać (do końca mam jednak nadzieję, że uda nam się tutaj pozostać) ; * opanowanie, rozum, inteligencja i myślenie Lubego, który postarał się przedstawić jak najwięcej pozytywnych i świetnych opcji "co dalej" ; * słowa Matta "nie przejmuj się, ja coś wymyślę, wszystko będzie dobrze" ; * piękne wiosenne słońce jakie dziś towarzyszyło mi przez cały dzień i ciągle zaglądało przez okno ; * kolejny miły spacer z Maral ; * dobry obiadek ugotowany przeze mnie . 

Moją wczorajszą radością dnia było spotkanie z L. na kawie w sprawie następnego wydania AB - miesięcznika AIWC. Naprawdę mam nadzieję, że nie było to jedno z naszych ostatnich spotkań. 
Moją dzisiejszym małym szczęsciem była rozmowa z siostrą - dziś miała urodziny (nie psułam jej zatem nastroju swoimi niezbyt pomyślnymi nowinami) - bardzo się cieszę, że urządzała małą imprezę urodzinową w swoim gronie, piekła i szykowała się do wyjścia! 
Pozdrawiam
Jyotika 

Tuesday 12 March 2013

March's Daily Gratitude 11 and 12

Wczoraj był bardzo pracowity dzień, dziś podobnie. Wczoraj całkowicie zapomniałam o liście wdzięczności, dziś piszę ją na wpół śpiąco (w KZ jest właśnie 23:40)... Dzisiejsza lista wdzięczności niejako będzie zatem za dwa dni. 

Dziękuję za: * możliwość codziennego spaceru i oddychania czystym powietrzem (w końcu nie dość, że mieszkam w górach to jeszcze na terenie Kazachskiego Parku Narodowego) ; * super korepetycje i moje przygotowywania do nich - uwielbiam to robić, nauczanie daje mi dużą radość (przynajmniej nauczanie tych paru dzieciaków i kilkoro starszych osób) ; * dobre jedzenie jakie mam okazję sama przygotować (dzisiejszy stek) czy zjeść w restauracji (wczorajsza sałatka z kurczakiem i jakimś rodzajem sera wedzonego) - uwielbiam dobrze zjęśc ; * Lubego i jego poczucie humoru, nie raz doprowadzające mnie do łez (czasem nawet wściekłości :P) ; * za radość i śmiech jaką mają w sobie dzieci (choć czasem bywa to męczące, uwielbiam jak moi podopieczni znajdują w słowach takich jak "evening" czy "good night" nieokreśloną rzecz, z której potrafią śmiać się przez dobre 10 minut a ja razem z nimi) ; * w końcu udało mi się zmobilizowac moich kursantów do określenia sie co do dni tygodnia pobierania lekcjii i udało mi się postawić grafik ... 

Moimi małymi radościami tych minionych dni był śmiech. Bardzo się cieszę, że potrafię to robić, że inni też potrafią się śmiać i nie wyobażam sobie ani jednego dnia bez śmiechu i żartów. 
Pozdrawiam
Jyotika

Sunday 10 March 2013

March's Daily Gratitude 10

W tym tygodniu było leniwie, może nawet za bardzo. Wszystko przez Dzień Kobiet, który w Kazachstanie jest dość chucznie obchodzony - w szkołach są różne przedstawienia, więc nie miałam w tym tygodniu żadnych korepetycji!

Moja dzisiejsza lista wdzięczności? Dziękuję za : * wzrok i słuch - mogę oglądać swoje ulubione muzyczne seriale (Glee) czy Bollywoody (jak dzisiejsza piosenka tygodnia dla Was) ; * nowy wpis na mej stronie internetowej poświęcony właśnie obchodom 8marca w Kazachstanie ; * udany obiad z Lubym ; * miłą partyjkę Scrabbli (to nic, że ułożył słowo "jesting" za 74 punkty - czy ktokolwiek coś takiego używa?! ; * cały miniony tydzień, dzięki któremu mogłam poleniuchować więcej niż normalnie . 

Moją małą radością dnia dzisiejszego jest wyżej wspomniany wpis na stronie internetowej. Ciesze się, że udało mi się zmobilizować dziś do pracy i go dokończyć! 

W chwili obecnej jest to jedna z mych ulubionych Bolly piosenek. Film (Aaja Nachle), z którego utwór pochodzi był dobry. Opowieść w opowieści... Lubię takie! 
Pozdrawiam
Jyotika 

Saturday 9 March 2013

March's Daily Gratitude 09

Dziś będzie krótko zwięźle i na temat. Dziękuję za : * miłe popołudnie spędzone ze Svetlaną na zakupach, nie ma to jak nowa szminka i malinowy płaszcz wiosenny ; * super rozmowę z kuzynką - bardzo za nią tesknię i nie mogę doczekać się wyjazdu do Londynu pod koniec maja ; * miłą kawę z Lubym, uwielbiam jak mnie rozśmiesza ; * wieczór ze Svetlaną spędzony przy winie (to nic, że miały być korepetycję z języka angielskiego :P) . 
Moją radością dnia dzisiejszego jest pięknie wyglądający śnieg! Jest tak biało i puszyście i mroźnie! 
Pozdrawiam, 
Jyotika
  

Friday 8 March 2013

March's Daily Gratitude 08

Dzisiaj Dzień Kobiet. W Kazachstanie obchodzony jako Święto Państwowe. Instytucje rządowe zamknięte. W każdym centrum handlowym, kawiarni czy restauracji, stoliki są albo zajęte albo zarezerwowane. Każda dziewczyna / kobieta ładnie ubrana, a obok niej kwiaty (od mężczyzny) czy drobne upominki (od przyjaciółek). Dawno czegoś takiego nie widziałam i podobało mi się to. Niestety mój Luby nie z takich, i nie dostałam ani kwiatka ani czekoladek... 

Moje podziękowania w tym dniu będą za to, że: 
* jestem kobietą, piękną, miłą, pogodną, troskliwą, uczynną, wyrozumiałą, łatwo wybaczającą, pełną poczucia chumoru, kochaną i umiejącą kochać (po prostu cud, miód i orzeszki) ; * mam swoje święto i przynajmniej w niektórych krajach jest ono ładnie i uroczyście obchodzone (demokratyzm zostawmy na potem) ; * nowy śnieg, który spadł wczoraj i znowu zrobiło się wszędzie ślicznie biało ; * dobre wino, jakie mi Luby wczoraj kupił zgodnie z listą (a bałam sie że będzie miał z tym problem) ; * miły i leniwy poranek, zaprzątnięty oddzwanianiem i odpisywaniem na smsy z życzeniami z Okazji Dnia Kobiet ; * miłe popołudnie spędzone z Maral, przy winku i ploteczkach ; * wyjazd na miasto i możliwośc zobaczenia jak hucznie obchodzony jest Dzień Kobiet w KZ . 

Moją dzisiejszą radościa dnia jest leniwe popołudnie - najpierw krótki spacer wokół domu (prawie dosłownie bo było tak zimno, znowu po około -15 sotpni) a potem miłą herbatkę i pare lampek wina (jego konsumpcję uznałyśmy za zakończoną, jak próbowałam uzupełnić świecące pustką lampki zakręconą butelką z winem...). 
Pozdrawiam
Jyotika

Thursday 7 March 2013

March's Daily Gratitude 07

Uwielbiam, kiedy pierwsza część dnia zaczyna się leniwie, a potem stopniowo coraz więcej pracy i wieczorem można zauważyć tego efekty... 

Dziekuję za: 
* porannego lenia, dobrze jest czasem posiedzieć i porobić nic ; * popołudniową mobilizacje do działania, dzięki której miałam udane 3 lekcje (jedna z 5letnim Amirem, i dwie z doroslym kobietami), pojawiło sie pare idei ; * nowego bloga, którego odkryłam parę dni temu, a który (choć się tego nie spodziewałam) stał się całkiem pożyteczny - blog o różnych aplikacjach czy na komputer, czy na telefon ; * ciekawą aplikację Pocket, która umożliwia zbieranie artykułów do przeczytania w jednym miejscu (zamiast składać je po 10 zakładkach) ; * mobilizację do ogarnięcia paru folderów na laptopie i w zakładkach, o której napisałam w swym poście na blogu pozytywnie.blogspot.com ; * super obiad i mile czas spędzony w kuchni ; * świetne zakupy zrobione przez Lubego - niby małą listę mu dałam, a nie dość, że kupił wszystko co na niej było, to jeszcze parę rzeczy, o jakich ja zapomniałam w trakcie tworzenia listy, a potem już mu nie chciałam dzwonić i rozpraszać dorzucając kolejne pozycje (opcje są dwie - albo jest mądry, albo - i przy tej obstawiam cytując pewnego Leniwca Sida: "jakiś wybryk natury czy co, czyta w myślach" )... 

Moja wielką radością dziś był obiad - zrobiłam spaghetti z mięsem (ja nie przepadam za czerwonym mięsem mielonym, a luby ogólnie za spaghetti) i ku naszemu ogólnemu zdziwieniu mi nawet smakowało a Luby powiedział "This is awesome, can I ask for more, please?" - z reguły jedyne dokładki o jakie prosi to frytki... Do tego zrobiłam pare klopsików w sosie pomidorowym i jutro na lunch będą domowe hamburgery :) 
Pozdrawiam
Jyotika

Wednesday 6 March 2013

March's Daily Gratitude 06

Alma-Ata jest miastem położonym na zboczu. Ulice prowadzą albo stromo w dół, albo stromo pod górkę, oczywiście są tez ulice w poprzek. Chodzić w poprzek to pryszcz, ale na 90% kiedy masz coś do załatwienia musisz iść albo w dół albo pod górkę. Dziś zrobiłam trasę najpierw w dół około 30 minut, zakupiłam potrzebne kosmetyki w promocji. Wróciłam kolejne 30 minut pod górkę aby coś zjeść. Po czym okazało się, że znowu muszę dryłować 30 minut w dół, bo tam pracuje sąsiad i może mnie zabrać do domu (godzinę jazdy samochodem pod górkę, w korkach półtorej). I nie byłoby to takie straszne gdyby nie pare rzeczy. Otóż dziś było okolo +18 stopni, i o ile palto zimowe moge niesc w rekach o tyle kozaki na kożuszku raczej juz nie bardzo. Do tego byłam zaopatrzona na każdej trasie w swoją torebkę (a w niej kalendarz, książka, woda mineralna) oraz jedna ryzę papieru do druku (na szczęście coś mnie tknęło aby nie kupować kartonu). Na ostatniej trasie postanowiłam (co mnie podkusiło?!) zakupić kwiatki z okazji zbliżającego się dnia kobiet (pikuś) oraz... dwie sztangi po 2 kg... Ja po prostu uwielbiam sobie utrudniać życie na każdym kroku... 

Z tej radosnej okazji, chciałabym podziękować za promocje kosmetyczne, uroczy spacer, sklepy sportowe rzucające się na ludzi (a może raczej w oczy, jakbym go nie zauważyła, nie pamiętałabym, że chciałam sobie kupić sztangi), cudne śniadanie z Anja, miłe spotkanie w AIWC, super kawę z Sholpan, przepiekna wiosenną (a właściwie letnią) pogodę i moją życiową mądrość, która czasem po prostu wyłazi i pieje... 

Moją radością dnia, są piękne 3 bukieciki zrobione z zakupionych dzisiaj margarytek dla kobiet, z którymi pracuje Luby i parę pięknych kwiatków stojących i cudnie pachnących mi pod nosem. Są śliczne, żółte, iście wiosenne! Ponoć narcyze mają się niedługo też juz pojawić - nie mogę się doczekać! 
Pozdrawiam
Jyotika

Tuesday 5 March 2013

March's Daily Gratitude 05

Dziś dziękuję za : 
* wiosnę, która powoli przychodzi - dziś znowu było piękne słońce, to nic, że ze śniegu robią się kałuże po łydki, ważne że ciepło i słonecznie ; * przepis podpatrzony na innym blogu i w końcu wyprubowany - pyyycha ; * kolejne udane korepetycje (a w sumie 5) ; * miłą herbatę u koleżanki ; * telefon z zaproszeniem na śniadanie do koleżanki jutro ; * dzisiejszą afirmację . 

Moją radością dnia dzisiejszego był obiad, po prostu naprawdę uwielbiam gotować i dobrze zjeść. Szczególnie jeśli robię kurczaka - mogłabym bez przerwy, na okrągło, 24/7 (no dobra, przesadziłam, latem mięso jem sporadycznie). Bardzo cieszę się, kiedy coś pichcę i wiem, że zostanie to zjedzone nie tylko przeze mnie, ale i Lubego (szczególnie jeśli wiem, że będzie mu smakować). Dziś jeszcze udało nam się zjeść go wspólnie, co niestety nie za często sie zdarza bo jesteśmy głodni o różnych porach. 

Pozdrawiam
Jyotika

Monday 4 March 2013

March's Daily Gratitude 04

U mnie dzień dobiega końca. To był kolejny dobry dzień. Dziwnie tak pisząc ciągle o tym, że mój dzień był udany. Nawet jeśli były jakieś kłótnie, nieporozumienia, obrażanie się na siebie i złość, to staram się aby te pare minut niezbyt przyjemnych sytuacji nie przysłoniły mi całego dnia. Dziękuję za tę umiejętność. Ciesze się, że nieporozumienia dość szybko puszczam w niepamięć. 
Dziękuję za możliwość pracy nad Apple Bits, za nowe umiejętności dzięki niej nabyte. Ciesze się, że mogę pracować z Anją, Leigh, Jennie i paroma innymi ciekawymi osobami. Uwielbiam to robić, ale w tym miesiącu tempo było po prostu zabójcze i ledwo nerwy trzymałam na wodzy. Dzięki temu mam mały plan na przyszłość i mam zamiar podzielić się nim z dziewczynami, co znacznie (mam nadzieję) ułatwi nam pracę. 
Dziękuję za moją pamięć. Czasem mi nawala, czasem sama ją zaniedbuję i zamiast coś zapisać liczę, że w natłoku zajęć zapamiętam kolejną ważną rzecz do zrobienia. Bywa. Ciesze się, że każdy błąd da się naprawić i każdy system usprawnić. Nie ma ludzi idealnych, ale zawsze można do pewnego wzorca ideału dążyć. Cieszę się, że postanowiłam w nowy sposób wrócić do wyzwania, jakiego usiłowałam sie podjąć na początku tego roku. Nic straconego, zaczęłam od nowa :) 
Dziękuję za inne wspaniałe blogi, które czasem przynoszą mi inspirację, a czasem zwykłą radość i relaks! Super, że są takie niesamowite blogi :) Czy czytanie bloga mogę zaliczyć do kategorii "codziennie czytam"? W sumie nie sprecyzowałam, ale oczywiście miałam na myśli różnego rodzaju książki, bestsellery czy rozwojowe (czy 2w1)...  
Moją radościa w tym dniu było zrobienie obiadu. A w sumie jego zaczęcie, wg nowego przepisu bo w tym samym czasie wpadł Luby z ciepłą porcją kazachskiego plowa (ryz z marchewką i wołowiną, gotowany w specjalnych baliach do tego zbudowanych). Więc z mego obiadu zrobi się jutro śniadanie :) Fajnie też było wyjść dziś na spacer - nogi mi przemogły doszczętnie, ale topniejący śnieg dobitnie sugeruje nadejście upragnionej wiosny! Bardzo się z tego faktu cieszę. 
Pozdrawiam. 
Jyotika

Sunday 3 March 2013

March's Daily Gratitude 03

Dziękuje bardzo za dzisiejszy dzień wolny. Za uśmiech jaki mi towarzyszył przez większość czasu, za śmiech, jaki Luby dziś u mnie wywołał, za udane zakupy i promoje (hurra :P), za odkrycie nowej restauracji (w której od razu na powitanie narobiłam wstydu rozbijając szklankę i rozwalając kostki lodu po stole, przynajmniej powinni nas zapamiętać :P), za zbliżający się koniec składania Apple Bits (ah, te 4 ostatnie noce, będę za wami tęsknic aż do następnego miesiąca :P) , za miłe emaile , za czas na odcinek serialu , za miły sms , za nowego bloga (którego dorwałam czytając jeszcze innego bloga) . 

Moje małe dzisiejsze radości to stwierdzenie Matta, że dziś zrobi mi dzień, który zaliczę do "the time of my life", po czym zaczął śpiewać ową piosenkę z Dirty Dancing, tańcząc jakieś dziwne wygibasy. Zakrztusiłam sie herbatą i rechotałam przez 10 minut, luby nie wiedział czy wzywać karetkę czy się obejdze. I za takie chwile go właśnie bardzo uwielbiam! 
Pozdawiam, 
Jyotika


Saturday 2 March 2013

March's Daily Gratitude 02

Dziękuję za : 
ciepłą pogodę za oknem - słońce i lekko mroźny wiatr ; uroczy spacer z koleżanką w ten prawie wiosenny dzień ; mobilizację do szybkiego sprzątnięcia mieszkania (zajęło mi to "tylko" prawie 4 godziny) ; udane korepetycje ; coraz lepiej idzie mi smażenie steków (nie jest to takie proste jakby się wydawało) . 

Moja małą dzisiejszą radością była piękna pogoda na zewnątrz i naprawdę miły spacer! Bardzo się cieszę, że udało mi się dzisiaj wyjść z domu. Śnieg był wymarzony do lepienia bałwana, szkoda tylko ze go zaczyna już brakowac na jeżdzenie na sankach :) 
Pozdrawiam
Jyotika

Friday 1 March 2013

March's Daily Gratitude 01

Zgodnie z marcowych postanowieniem, wracam do codziennego wyrażania swojej wdzięczności i spisywania miłych, dobrych rzeczy jakie mi sie przytrafiły w danym dniu. Jeśli zechcecie dołączyć - super :) 

Dziękuję za : 
dzisiejszą mobilizację do działania, wpisy na blogu (podsumowanie miesiąca oraz uaktualnienie planu na Marzec), udane korepetycje, przemiły spacer z "nową koleżanką" (jedna z dziewczyn, której pomagam w angielskim), smaczną sałatkę jaką dziś przygotowałam, miły wieczór z Lubym, chwilkę pogawędki z mamą przez telefon. 

Miłe rzeczy, jakie mnie dziś spotkały: 
piękna i iście wiosenna pogoda na zewnątrz (plus 8 stopni, mimo śniegu po kostki wokoło) ; miły email od znajomej ; stwierdzenie Lubego, że pora pozbyć się tłuszczyku i jego 20 brzuszków zmobilizowały i mnie do ruszenia tyłka z krzesła ; dzisiejsza afirmacja - I am willing to see my magnificence - dzięki której cały dzień chodzę uśmiechnięta i czuję się naprawdę wyjątkowo i od paru godzin powtarzam sobie w myślach coś w stylu "ale jestem zarąbista" ; ! Polecam każdemu taka dawke energii i dobrego samopoczucia.

Pozdrawiam
Jyotika

Summary 11

Zupełnie wyleciało mi z głowy, że Luty jest krótszym miesiącem i dziś już zaczynamy kolejny! Czas szybko leci, a ja patrząc na swój plan miesięczny na luty (patrz poniżej obrazka) dochodzę do wniosku, że albo planowanie idzie mi marnie, albo trzymanie sie planu... Ciągle jednak zbieram nowe doświadczenia. Przygotowanie kolorowego grafiku sprawiło (o którym pisałam w poprzednim poście), że widzę swoje niedociągnięcia i jestem w stanie je sobie poprawić. Przygotowaniem nowego grafiku na nadchodzący miesiąc zajmę sie dziś wieczorem, ewentualnie jutro rano. W chwili obecnej zrobiłam sobie małą przerwę w składaniu miesięcznika Apple Bits dla Almaty International Women's Club. Czas na małe podsumowanie minionego miesiąca. 
Może planu, jaki sobie nań przygotowałam nie udało mi sie w pełni zrealizować, ale udało mi się dokonać wielu innych rzeczy. Ciesze się, z mozliwości udzielania korepetycji. Bardzo lubię to robić a przy okazji sama ciągle się uczę i odkrywam coś nowego. Przygotowuję materiały na zajęcia prawie codziennie - prawie pełen mam już jeden segregator! Dzięki korepetycjom zmobilizowałam się do ułożenia sobie codziennego grafiku, który pomaga mi w codziennym planowaniu dnia. Dzieki temu, więcej rzeczy udaje mi się załatwić, więcej przeczytałam i zaczęłam spacerować. Udało mi się wprowadziś w życie kolejny malutki projekt - codzienny pozytywny email do przyjaciół. Lubie je planować i daje mi sporo satysfakcji ich tworzenie i wysyłanie. Super, że odwiedziła mnie znajoma z Polski, spędziłyśmy razem świetny dzień, mam nadzieję nie pierwszy i nie ostatni. 
Na co planuje położyć nacisk w tym miesiącu? Głównie na dbanie o siebie (zdarza mi sie zapomnieć o paznokciach czy stopach) - zakup maski, odżywki do paznokci i nowych kremów obowiązkowo. Chcę poszerzyć swoją garderobę o dwie sukienki, wygodne buty do chodzenia po górach, trampki na siłownię i płaszcz / kurtkę wiosenną. Wiem, że dzięki grafikowi będę więcej spacerować i czytać książki. W planach mam sięgnięcie po podstawy ekonomii oraz powtórne przeczytanie "You Can Heal Your Life" Louise Hay. Jestem również w trakcie przygotowywania listy filmów do obejrzenia przez najbliższe 4 tygodnie. Będzie się działo! 

Z jednej strony, nie jestem specjalnie zadowolona z minionego miesiąca, kiedy patrzę na mój kalendarz kratkowy, ale z drugiej strony, jak myślę ile rzeczy miałam do ogarnięcia i przygotowania w związku z korepetycjami (7 osób, część po 2 razy tygodniowo, częśc 3 razy tygodniowo), to stwierdzam, że i tak większość rzeczy ogarnęłam i w tym miesiącu będzie lepiej!
Pozdrawiam
Jyotika